To co najważniejsze.

 Wyciągnęliśmy niedawno albumy ze zdjęciami z wakacji, z kilku ostatnich lat. Oglądamy, gadamy, wspominamy. Czekam tylko kiedy padnie stwierdzenie, że na wszystkich zdjęciach jest w zasadzie to samo, tylko twarze dzieci smukleją z papuśnych, szczerbatych czterolatków zmieniają się w poważniejsze twarze pierwszo czy trzecioklasistów. W tle żagle, mariny, zachody słońca, jednym słowem Mazury. Zastanawiam się czy w tym roku nastąpi już bunt, że nie, nie jedziemy na żagle, chcemy na all inclusive z Modlina, ile można w to samo miejsce z tymi samymi ludźmi. Na razie spokój, oglądamy.

 Wybuchy entuzjazmu wywołują zdjęcia zrobione w tych samych miejscach na przestrzeni kilku lat.
-O zobacz mamo, tutaj gotowaliśmy makaron i on tak strasznie długo się gotował i my byliśmy tacy głodni, a silnik się zepsuł i nie można było nigdzie dalej podpłynąć i ciocia poszła odlać ten makaron i jej cały wypadł do jeziora razem z pokrywką – wspomina córka.
- A ja tam robiłem błotne kule mamo, pamiętasz i potem nimi rzucaliśmy – syn pomija aspekty kulinarne we wspomnieniach bo rzadko bywa głodny – i taki byłem malutki wtedy
- I nie było absolutnie żadnego sklepu z pamiątkami – wzdycha kolejna córka – a ja miałam tyle kieszonkowego od babci i nic nie kupiłam, ani jednego pluszaka, ani jednego!
 
Seria zdjęć z jedzenia gorących kubków na kei późną nocą i wspomnienia zdesperowanej matki o próbach zagonienia dzieci spać co po potężnej dawce glutaminianu sodu jest mało realne. Syn w szesnastu ujęciach pt. „Nie lubię wody, nie będę się przebierał w kąpielówki, woda jest zimna, nie, nie zamoczę nawet stópek, zostaw mnie, jesteś głupia, nie chlap na mnie” oraz drugiej serii „nie wyjdę z wody, jest super, mamo jeszcze chwilę, tylko raz zanurkuję, rzucam ci moje kąpielówki , będę pływał na golasa, goń mnie”. 
 
Najstarsza córka na skoczni na kąpielisku w Giżycku z zapałem ćwicząca skoki do wody oraz zdjęcie, które ktoś pstryknął nam z zaskoczenia – tata trzymający w górze dwa kciuki i mama zakrywająca oczy.
Średnia córka z kuzynką całe w popiele, bo o poranku poszły się grzecznie bawić pet-shopami – na trawce koło jachtu mamo , ale lekko im się zabawa przesunęła w stronę miejsca po ognisku z poprzedniego wieczora i zamiast pet shopami bawiły się w ludzi pierwotnych. O dziwo córka pamiętam tylko fantastyczną zabawę, a zupełnie wyparła z pamięci chwilę zaprószenia popiołem oczu i swoją histerię która zwołała na miejsce załogi okolicznych jachtów. 
 
Cała gromada jedząca obiad na ławce, rozgrywki w piłkę nożno – wodną, spanie w śpiworach na pomoście w upalną noc.
Można by tak w nieskończoność, albumów jest już siedem, pękatych, ze śmiesznymi dopiskami, śladami tłustych paluszków od częstego oglądania. Pakiet rodzinnych wspomnień, najcenniejsza rzecz w naszym domu. 
 
Kończymy oglądanie, średnia córka z zadowoleniem podsumowuje – Dzisiaj było jak w Rodzince.pl mamo, oni też oglądają wspólnie albumy. 
- Ale nie jeżdżą bez przerwy na jachty – mruczy najstarsza.
- No, mają gorzej niż my – konkluduje najmłodszy.
 
BK

0 komentarzy

Zostaw komentarz

Wymagane pola oznaczone są *

Facebook